poniedziałek, 15 lutego 2010

Pierwszy tydzień w Winchester


Przyznam, że mam chyba więcej szczęścia niż rozumu, bo to, że siedzę teraz w ciepłym pokoju z porządnym dostępem do internetu zakrawa o cud. Wszystko zaczęło się z 2 tygodnie temu, kiedy dowiedziałem się ile będzie kosztowało mnie mieszkanie w Southampton. 16,4 Funta za dobę to było ponad moje możliwości. dlatego też zacząłem gorączkowe poszukiwania przez internet i szczęśliwie znalazłem dom studencki na Vale Rd. w Winchesterze za w miarę przyzwoite pieniądze. Wszystko ładnie-pięknie, wiem ze pokój dostępny ale za Boga nie mogę się doprosić dokładnego adresu. A wyjazd za pasem. Pisałem nawet rano przed wylotem do Sophie (bo tak ma na imię moja współlokatorka) i liczyłem, że chociaż przez WIFI dostanę się na pocztę. I chociaż szukanie hotspotów nie sprawiało problemów tak brak odpowiedzi powoli przyprawiał mnie o dreszcze. Koniec końców , po długim locie, i jeszcze dłuższej podróży autobusem metrem i pociągiem w końcu wysiadłem na stacji Winchester. Jeszcze pół godziny spacerem i dotarłem na miejsce. Wszystkie domy niemal jednakowe więc nie miałem innego wyjścia jak zacząć pukać do drzwi. Szczęśliwie pierwsze drzwi do jakich zapukałem okazały się TYMI właściwymi (okno oznaczone zielonym kółkiem to mój obecny pokój) . Sophie z tego co powiedziała mi następnego dnia, przestraszyła się, że może jestem jakimś wariatem albo maniakalnym mordercą ponieważ wlazłem do pokoju i po prostu zasnąłem na łóżku. Dobrze że od razu nie pognałem pod prysznic, bo czekałaby mnie niewesoła niespodzianka. Ani ciepłej wody, ani ogrzewania. Przez parę dni unikałem mojego pokoju jak ognia a jeśli już w nim byłem, to tylko po to żeby się przespać siedząc zawinięty po samą głowę w kołdrze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz